Samochody elektryczne mają dać Poczcie Polskiej przewagę konkurencyjną na niespotykanym dotychczas poziomie. Spółka stawia w ten sposób na ekologię, ale i wyjątkowe obniżenie kosztów eksploatacji.
Gdy Poczta Polska oficjalnie poinformowała, że planuje stopniową wymianę całego taboru na auta elektryczne, w światku logistycznym zawrzało. Nikt dotychczas równie otwarcie nie zdecydował się na transportową rewolucję. W sytuacji, gdy samochody elektryczne niezmiennie traktowane są jako swoisty eksperyment, Poczta Polska nie ma wątpliwości. I albo dzięki samochodom na prąd wskoczy na wyższy poziom, albo spadnie – z bolesnym hukiem – z obecnego.
Wzorce pocztowe czerpane z Zachodu
Przesyłki pocztowe przekazywane samochodami elektrycznymi sprawdzają się w krajach zachodniej Europy. La Poste w Francji, Deutche Post DHL w Niemczech czy Royal Mail w Wielkiej Brytanii poszły już – częściowo – szlakiem, który kusi teraz Pocztę Polską. Jednak warunki logistyczne w tych krajach są inne; dotyczy to chociażby kwestii ładowania poszczególnych pojazdów.
Poczta, niezależnie od wątpliwości, planuje pierwsze testy z doręczeniem przesyłek wykorzystując 28 wyselekcjonowanych elektronicznych aut o ładowności do 800 kilogramów.
Do testów wytypowano dziesięć miast: Warszawę oraz Poznań, Kraków, Łódź, Gdańsk, Wrocław, Katowice, Rzeszów, Białystok i Lublin.
Korzyści przesyłek autami elektrycznymi
Jakie zyski będzie miała Poczta Polska, jeśli elektroniczny eksperyment się powiedzie? Największy ma być związany z zyskami. Choć Poczta Polska podkreśla, że elektryczne samochody są ciche, co ułatwia transport nocny, taka argumentacja jest co najwyżej specyficzna – trudno tu odnaleźć przełożenie ekonomiczne. Widać je natomiast potencjalne oszczędności pod względem eksploatacji aut. Samochody elektryczne i spalinowe mają tę samą ładowność; wdrożenie aut elektrycznych – m.in. Nissana, Citroena, Renault, Peugeota i Melex – ma dać przede wszystkim oszczędności na paliwie.
Na ile duże? Producenci samochodów elektrycznych szacują, że koszt przejechania 100 km – w zależności od warunków na drodze i obciążenia – wahać się powinien na poziomie 7-8 zł. W przypadku aut spalinowych to wynik nieosiągalny; odpowiada 1,5 litrowi paliwa. Dodatkowo, ceny energii elektrycznej są zdecydowanie bardziej przewidywalne niż w przypadku ropy. Nie zależą w tak dużym stopniu od wahań gospodarczych i sytuacji politycznej.
Dodatkowo – samochód elektryczny stojący w korku nie zużywa energii. W przypadku przesyłek w mieście, te właściwości wydają się być na wagę złota. Dodatkowo producenci aut na prąd planują technologię używania do napędu energii pobieranej dzięki panelom fotowoltaicznym umożliwiającym przekształcenie światła w prąd.
Przesyłka niedoręczona przez ładowanie?
Oprócz realnych korzyści są jednak i wątpliwości. Koszt samochodu elektrycznego niższej klasy to minimum 120 tys. zł. Ograniczeniem może być też reakcja pojazdów w niskich temperaturach. Problemem w eksploatacji i szybkiej realizacji zleceń na przesyłki będzie też… czas ładowania. Modele Nissana wyposażone w akumulatory o pojemności 30 kWh potrzebują do tego kilkanaście godzin. Technologia stosowana przez BMW pozwala na ograniczenie tego procesu do kilku. W porównaniu z szybkim tankowaniem na stacji – różnica jest uderzająca.