Czy 5-10 lat temu pomyśleliście, że codzienne zakupy spożywcze prędzej czy później przeniosą się do świata handlu elektronicznego? Myślę, że wiele osób robiło dziwny grymas, bo przecież jak to zrobić, by dostarczać klientom świeże mięso, owoce, warzywa czy nabiał.
Wtedy zapomnieliśmy o jednej rzeczy: każdy duży sklep stacjonarny, to jednocześnie magazyn. Nie pomyśleliśmy, że Same Day Delivery zyska na ogromnej popularności i sukcesywnie stanie się podstawą, zaraz obok usług kurierskich czy pocztowych. I nie zakładaliśmy, że Amazon wyprzedzi – jak zwykle – konkurencję i przestanie być jedynie księgarnią internetową, a po prostu stanie się GIGANTYCZNYM sklepem wielobranżowym.
Ale po kolei
Według ocen specjalistów, na polskim rynku w ciagu następnej dekady, nastąpi ogromna zmiana. Rozwój w tempie 18 proc. rocznie i zaliczanie kolejnych rekordów, jeśli chodzi o osiągane wartości rynku e-commerce, to jedno. Nadal w tej kwestii dużo brakuje nam do Brytyjczyków czy Francuzów, ale załóżmy, że w naszym regionie geograficznym – mamy powody do chwalenia. Druga rzecz, warta uwagi, to ekspansja w kategorii żywności online. Czy ta dekada doprowadzi do zrównania rynku fizycznego i internetowego, jeśli chodzi o produkty spożywcze?
Wszystko wskazuje na to, że tak. Tort zostanie podzielony na dwie równe części. A my, klienci, będziemy mieli wybór nie tylko jeśli chodzi o rodzaje sklepów, ale i formy robienia zakupów. To już następuje. Bazując na tym, czym duże brandy już dysponują, pojawia się wiele form robienia zakupów. Nieśmiałe kroki poczyniło np. Tesco, wprowadzając opcję Click and Collect. Z kolei Carrefour rozwija apkę i usługi typu „SąSiatki”. Drobne kroczki… I wtedy pojawia się niedzielny zakaz handlu. To nie moment, by oceniać jego plusy, czy minusy, ale to w pewnym stopniu może wpłynąć na przeniesienie pewnych zachowań konsumenckich z offline do online.
To już nie jest sci-fi!
Do tej pory naszym słabym punktem był segment fresh, czyli nic innego, jak produkty spożywcze. Wyobraźmy sobie, że internet to duży sklep wielobranżowy. Sprzedajemy w nim odzież, bieliznę, obuwie – dla dorosłych i dzieci. Sprzedajemy w nim biżuterię, dodatki – nawet te bardzo drogie i luksusowe. Dalej: mamy tu produkty kosmetyczne i związane ze branżą zdrowotną. Mamy rzeczy związane z nauką i kulturą: od książek, po bilety do kina. Możemy kupić tu chemię domową, pustaki, telewizory, fotele i wiertarki. Tylko we wszystkich kategoriach, które wymieniłam, doszliśmy do punktu, w którym niewiele może się zmienić. Okej, mogą powstać przymierzalnie, by od razu móc zwracać niechciany towar. Możemy skracać czas dostawy i jej koszt. Możemy „kombinować” także z formami dostawy. Konkurowanie ceną, czy asortymentem, mając „za plecami” potentatów z Azji niekoniecznie może się opłacić (szczególnie, że Polacy coraz mniej obawiają sie transakcji zagranicznych). Więc wygląda na to, że w tym naszym sklepie internetowym… brakuje tylko produktów spożywczych.
Rozwój sprzedaży żywności online
Dane pokazują, że ten segment rośnie 4-5 razy szybciej, niż inne. Polscy konsumenci widzą w tym przede wszystkim wygodę i swobodę. Skoro większość naszych zachowań konsumenckich przenieśliśmy do internetu (chociażby dzięki płatnościom internetowym), to prędzej, czy później, dojdzie do tego i segment spożywczy. Przy takim wzroście może on rozwinąć się równie dobrze, co rynek e-grocery we Francji, Wielkiej Brytanii czy w Niemczech, gdzie żywność stanowi 10 procent wszystkich towarów zamawianych online. I ciągle rośnie!
Rynek brytyjski jest szczególnie warty obserwacji, a wszystko za sprawą uruchomienia AmazonFresh.
W Polsce wszyscy wzięli głęboki wdech, gdy InPost poinformował, że rozpoczyna badania pilotażowe nad… lodówkomatami. Nowy rodzaj paczkomatów ma rozwiązać problem dostarczania żywności. Mając nadzieję, na równie spektakularny sukces, co Paczkomaty, twórcy liczą nie tylko na efekt kuli śnieżnej, ale na ogromny skok w tej gałęzi handlu. Działania teraz są ściśle powiązane z dalekosiężnymi planami na najbliższe 5-10 lat. 100 pierwszych klientów postanowił dołączyć do pilotażu.
Sprawdźmy dane
W ubiegłym roku 22 proc. polskich konsumentów kupiło w sieci produkty spożywcze. 27 proc. – chce to zrobić w przyszłości. Główna motywacja? Oszczędność czasu i pieniędzy. Regularnie zakupy spożywcze w internecie robi 16 proc. Polaków. Zależy nam na tym, by cały proces zakupowy był prosty. Cenimy opcję zapamiętywania poprzednich zamówień, tworzenia list zakupowych, ale także dopasowania indywidualnego w oparciu o wcześniejsze dane. W sektorze spożywczym, jak w żadnym innym, takie detale są bardzo ważne i cenione. Kolejną rzeczą jest forma dostawy – chcemy dużego wyboru. Chcemy wygody. Wtedy stajemy się lojalni i wtedy budujemy zaufanie do jednej marki.
Nie wiem jak inni, ale ja dosłownie marzę o tym, by w wolnej chwili, na przykład pomiędzy taskami w pracy, zrobić zakupy. Najlepiej z poziomu telefonu. I żeby mi ktoś jeszcze samochód umył i zatankował. Czy ktoś już wymyślił jakiegoś start-upa w tym temacie?