Listopad to – jak usłyszałem ostatnio od dzieci – właściwie grudzień. A grudzień to Święta. Czas kurierskiej euforii i irytacji; kompletne pomieszanie dwóch sfer, w którym na dodatek kurierzy muszą wręcz zaginać czasoprzestrzeń.
Okres świąteczny to dla branży kurierskiej – każdy jej przedstawiciel może podkreślić frazę, z którą identyfikuje się najbardziej – trzy warianty:
- prawdziwe żniwa pieniędzy (dla firmy oczywiście),
- iście diabelny ogrom pracy,
- pogoń za uciekającym czasem.
Branża kurierska to nie sektor, któremu końcówka grudnia kojarzy się z Mariah Carey śpiewającą “All I want for Christmas is You”.
Być może mógłby to zaśpiewać co najwyżej klient, który zazwyczaj czeka na kuriera z niecierpliwością, bo tradycyjnie złożył zamówienia w sklepach internetowych za późno. I tak zaczyna się wyścig z czasem, nerwowe oczekiwanie na dostawcę, sprawdzanie czy jest już SMS od firmy, nerwowe śledzenie paczki. Im bardziej myślę o realiach pracy kurierów w czasie przedświątecznym mam w pamięci kilka obrazków z przeszłości – właśnie pokazujących tę rzeczywistość.
Paczkowóz prowadzony przez (zapewne) Roberta Kubicę
Było ciemno. Było ślisko. Sypał śnieg. Auta toczyły się na podmiejskiej drodze na poziomie mniej więcej 20 km niż przewidują to ograniczenia prędkości. Jedno za drugim. Powoli, bez pośpiechu, bo i kto może i jest w stanie pędzić w takich warunkach.
W lusterku widać zmianę. Zbliżające się światła, pełne zaskoczenie. Na lewym pasie wyraźny desperat wyciska z auta co może, by utrzymało ono jakiś tor jazdy zgodny z oczekiwaniami. Mija mnie; widzę tylko charakterystyczną reklamę jednej z marek kurierskich. Niezwykłe – ktokolwiek siedział wtedy w aucie zdecydowanie marnuje swoje talenty! To musiał być kurier, któremu naprawdę zależało na szybkości dostawy paczki.
Przesyłki wysypujące się z samochodu kombi
Oto inny kurierski obrazek przedświąteczny. Do Wigilii parę dni. Paczkomaty (zapewne) naładowane tak, jak okoliczna Biedronka towarem – po brzegi. Świadczy o tym informacja od InPost, że mogą być problemy z dostarczeniem paczki akurat w wybraną przeze mnie lokalizację. Przed paczkomatem z daleka widać stojący samochód. Pierwsza myśl? Co za magik zaparkował przed automatem – jak trzeba być leniwym, żeby podjechać pod niego aż tak blisko zamiast zostawić samochód na parkingu obok. Odpowiedź przychodzi szybko – to paczkomatowy rezerwista; alternatywa wobec przepełnienia. Paczki i przesyłki – mniejsze i większe – leżą z tyłu auta; wręcz wysypują się z samochodu. Kurier jest czujny: szybko obsługuje kolejkę, sprawnie wydaje towar – szacunek!
Klimaty świąteczne na Poczcie Polskiej
Czas przenieść się w rzeczywistość narodowego przewoźnika. I tu też do Świąt całkiem blisko. Nie jestem na poczcie z własnej woli – pech chciał, że dostaję awizo na list polecony. Doskonały pomysł, by popołudnie spędzić w placówce pocztowej, prawda? Ustawiam się w kolejce z ciekawości – bo co innego można robić… – patrząc na to z czym przychodzą interesanci. Ktoś odbiera list, inny nadaje paczkę zagraniczną na Wyspy, ale nie radzi sobie z formalnościami. Najwięcej czasu zabiera pani w średnim wieku, która na Pocztę wpada wyraźnie na zakupy. I tak dochodzi do:
- analizy krzyżówek,
- wyboru kartek świątecznych,
- przejrzenia gazety z przepisami na Wigilię
- sprawdzenia, który tygodnik telewizyjny najlepiej opisał program na Święta.
To nie było dobre popołudnie. Ani dla mnie, ani dla pracowników tego oddziału Poczty. Musieli wykazać się – nomen omen – anielską cierpliwością.
Naprawdę – nie ma nic przesadzonego w prośbach firm kurierskich, żeby przesyłki świąteczne zlecać jak najszybciej. To korzystne dla nerwów nas wszystkich – i wysyłających, i odbiorców nerwowo śledzących lokalizację przesyłki oraz nieszczęsnych kurierów, dla których grudzień to wyścig z czasem. Czasami odbywany na lodzie.
Wesołych Świąt!